Grabowska uczyła „jak żyć” - recenzja książki
Kamień właśnie spadł
mi z serca. W końcu doceniliśmy wkład kobiety, która budowała
powojenną modę polską i jej obraz w świecie. Zajęło to prawie
pół wieku, ale lepiej późno niż wcale. Stawianie pomników jest
naszą specjalnością, ale Marta Sztokfisz zamiast stawiać kolejny,
postanowiła zarysować historię epoki, powojennej Warszawy,
przedstawić artystyczną elitę i codzienne życie miasta.
W tym roku mamy jesień
pełną świetnych publikacji. Wiatr, deszcz, mróz nam nie straszne,
kiedy można pod ciepłym kocykiem, z kubkiem ulubionej herbaty,
zatopić się w ciekawej lekturze (nie w herbacie). Tym razem do ręki
weźmy opowieść o osobie, której historia w połowie owiana jest
tajemnicą, a w połowie zapomniana i niedopowiedziana. Caryca
polskiej mody, czyli Jadwiga Grabowska, nie jest jedyną bohaterką
publikacji. Oprócz niej pojawiają się „Koń”, „Sosna”,
„Kiwi”, „Czechu”, „Mistrzu” i wiele innych. Bohema
drugiej połowy XX wieku. Ilustratorzy, aktorzy, fotografowie, poeci, pisarze.
Większość opowieści porywa, porusza, rozśmiesza, rozwściecza,
wszystkie opowiadają jak toczyło się życie w systemie, który
każdą artystyczną działalność chciał mocno trzymać w ryzach.
Zaś artyści, z nadzieją patrzący w stronę Zachodu, szukali
drogi do wolności. To zupełnie zrozumiałe, że m.in. przedstawiciele
mojego pokolenia, którym wtłaczana wiedza szkolna pokazuje tylko
skorupkę tamtejszych czasów, z przyjemnością pozbywają się tych
łupin i dowiadują jak toczyło się prawdziwe życie w poprzednim systemie.
Ja chciałam pozbyć się łupin wiedzy, które posiadałam na temat
wielkiej Grabowskiej. Łupin faktów i mitów, informacji i
niedomówień.
{„Jak żyć?”}
Klamra, która rozpoczyna
i kończy książkę to historia o tym, że Jadwiga uczyła „jak
żyć”. Nie posiadająca własnego potomstwa, wszystkim pracownikom
Mody Polskiej oraz modelkom przekazywała cenne informacje i
umiejętności potrzebne do eleganckiego i dostojnego życia. Złotych
myśli miała co niemiara: „dama się nie poci”, „dania nigdy
nie jest zgrzana ani zmęczona”. Barbara Minkiewicz modelka Mody
Polskiej, wspominała, że Corze, Telimenie czy Modzie Damskiej się
zarabiało, chałturzyło, zaś u Grabowskiej było stylowo,
elegancko, wśród najlepszych materiałów, butów i dodatków
sprowadzanych z Francji. „Po roku pracy u pani Jadwigi poczułam
się kobietą zadbaną, pachnącą. Paryżanką w Warszawie”1.
Co do zapachów Grabowska miała solidną filozofię. Uważała, że
kobieta nie zmienia perfum jak rękawiczki, czy sukienki, jej
wizytówką ma być jeden zapach. Sama używała Miss Dior, zapachu
dla „eleganckich kobiet, znających swoją wartość”, jak to
określił jeden ze znawców tematu.
Przyciąganie Zachodu
Modelki Mody Polskiej,
jako „paryżanki w Warszawie”, Jadwiga Grabowska, nazywana polską
Coco Chanel, dawniej Bogusław Herse, współcześnie Maciej Zień,
określani mianem polskiego Diora. Ciągnęło (i wciąż ciągnie)
nas do Zachodu. Paryskie pokazy dla Mody Polskiej były wyznacznikiem
trendów i stylu. Za to w czasach panowania Grabowskiej to my byliśmy
Zachodem, m.in. dla Bułgarów, Węgrów, NRD i Związku
Radzieckiego. Prezentacja kolekcji Mody Polskiej była wielkim
wydarzeniem na Targach w Lipsku. Naszym towarem eksportowym nie były
inspiracje zachodnimi trendami, a folklor (, w którym najlepiej
czuła się, jedna z projektantem MP, Karolina Paroll), dzianina i
kożuchy. Niekiedy patrząc za bardzo w przód nie doceniamy tego, co
mamy pod nosem.
Moda jak tlen
Modą interesowała się
jeszcze przed wojną. Pisała o niej w „Kurierze”, gdzie jako
recenzentka wydawała opinie o balach karnawałowych, strojach
sylwestrowych Po II wojnie światowej założyła sklep z ubraniami –
dom mody „Feniks”. Butik nie przetrwał długo, ale Grabowska,
niczym mityczny Feniks postanowiła odrodzić się i przegrawszy
bitwę, wygrać wojnę. Zatrudniła się w Cepelii. Następnie, na
potrzeby targów lipskich powstało Biuro Mody Ewa, którego Grabowska
została kierownikiem, a niedługo po tym, w 1958 roku, połączyło
się ono z Galux Export, w wyniku czego powstało Przedsiębiorstwo
Państwowe, czyli legendarna Moda Polska. Przez dekadę zarządzała
firmą, która za jej panowania wzbijała się na wyżyny swoich
możliwości. Kiedy (przymusowo!) przeszła na emeryturę, odeszła
nieco od projektowania. Wiadomo, że stworzyła kolekcję kożuchów
dla Cepelii, która produkowana była najprawdopodobniej w Zakopanem,
ale poza tym postanowiła wykorzystać swoje doświadczenie w inny
sposób. Konsultowała i tworzyła wizerunek spikerek jedynego
wówczas nadawcy – Telewizji Polskiej. Pełniła tą samą funkcję
w Corze, Modnym Stroju, Ambasadorze i domu mody WSS Społem.
Przychodziła również na pokazy Mody Polskiej. Kontrolowała
swojego „plastusia z Komorowa” i pomimo pogarszającego się wzroku, dumnie zasiadała w
pierwszym rzędzie. Potrzebowała tego jak tlenu.
Przeżyła dziwne,
ciężkie czasy z głową uniesioną do góry. Dobrze jest przeczytać więcej historii, niż ta, powtarzana jak mantra, o rzucaniu
popielniczką i twardych rozmowach z towarzyszami-urzędnikami. Warto
poznać warszawską, artystyczną bohemę, której historii
współcześnie nie dałoby się powtórzyć. Może „Caryca...” nie
rozwiała wszystkich moich wątpliwości oraz luk w wiedzy o życiu
wielkiej Grabowskiej, może barwne historie
artystycznego światka pomieszały mi nieco w głowie przez te wszystkie
pseudonimy i brak chronologii w przedstawieniu treści, ale, pobazgraną notatkami, książkę z przyjemnością odkładam na półkę. Umiliła mi kilka jesiennych wieczów, czego i Wam życzę.
Marta Sztokfisz,
Wydawnictwo W.A.B.
_______________________________________
1Marta
Sztoksisz, „Caryca polskiej mody, święci i grzesznicy”,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa: 2015, s. 197.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz