Nie samą modą człowiek żyje. Hubert Kołodziejski [WYWIAD]
Zrobiło się o nim głośno, kiedy
zdobywał kolejne wyróżnienia na zeszłorocznej gali dyplomowej
MSKPU. Później powracał w równie głośnych współpracach,
zaskakiwał kolejnymi pomysłami i realizacjami. Ostatnio zamilkł,
więc postanowiłam dowiedzieć się co u niego.
Gdzie byłeś, kiedy Cie nie było ...w
social mediach?
Trochę mnie nie było. Byłem zajęty
szukaniem pracy, którą tak naprawdę właśnie znalazłem.
Znalazłem staż blisko miejsca, w którym mieszkam. Chciałbym
wyciągnąć z niego to, co najlepsze i iść dalej. À
propos zniknięcia z Facebooka i Instagramu to niedługo tydzień mody w
Paryżu, a to on zawsze robi na mnie największe wrażenie. Mam
zamiar rysować, interpretować looki z tamtejszych wybiegów i
udostępniać oczywiście.
Wcześniej Twoje prace udostępniali i
doceniali również inni.
Tak, było kilka takich sytuacji.
Zrobiłem ilustrację Jonathana Andersona i on ją udostępnił, tak
samo człowiek, który tworzył peruki dla Comme de Garsones.
Wystarczy odpowiednio tagować. No i oczywiście robić coś dobrego.
Wystarczy...
To też jest tak jakby prestiż dla
projektanta, że ilustratorzy chcą rysować i czerpią z wybiegu
inspiracje. To jest nowa forma promocji. Oprócz filmów, zdjęć,
sesji wizerunkowych. Ja też bym się cieszył, gdyby ktoś zrobił
grafikę na podstawie moich projektów i też bym to oczywiście
udostępnił. Myślę, że grafika to jest też taka forma ekspresji,
która jest mniej ulotna niż fotografia. Fotografia jest
zatrzymaniem chwili, a do rysunku autor wkłada swoją energię i
czas.
Poza tym w grafice czerpiesz inspiracje
z projektów, ale tworzysz nową formą, która jest Twoją wizją.
Istnieje oczywiście taka grupa
ilustratorów, która zajmuje się rysowaniem sylwetek z wybiegu 1:1,
bez żadnych zmian. Ja się trochę z tym nie zgadzam. Uważam, że w
takiej sytuacji lepiej jest operować zdjęciem. Sztuka nie powinna
oddawać rzeczy 1:1. Czasami lubię popatrzeć na artystów, którzy
malują obrazy wielkości 10x10, które wyglądają jak zdjęcia, ale
to trochę mija się z celem.
Dla projektanta zobaczenie swojego
projektu przerysowanego 1:1 to też raczej nie jest nic odkrywczego.
No tak, zobaczenie czegoś nowego jest
zdecydowanie ciekawsze i może być inspirujące. Ja często
obserwuję ilustratorów wybranych przez SHOW Studio do swoich
fashion weekowych projektów. Zauważyłem, że głównie są to
ilustratorzy brytyjscy. Organizatorzy podchodzą do tego bardzo
patriotycznie. Te ilustracje często nie mają nic wspólnego z
zauważonym na wybiegu projektem. Oczywiście oddają klimat
kolekcji, ale są bardzo abstrakcyjne.



Za nieco ponad miesiąc minie rok od
Twojego pokazu dyplomowego. Jak Ci minął ten czas?
Może zacznę od samego początku,
czyli od nagród, które dostałem na gali dyplomowej. Jedynka w K
MAGu, a także rozkładówka o mnie i o Anicie Żmurko-Sieradzkiej w
Viva!Modzie. Podłapałem ciekawe kontakty w prasie. Z biznesowej
strony, wiadomo, kolekcja nie była bardzo komercyjna. Sprzedałem
kilka rzeczy (nie wszystkie projekty były zaprezentowane na
wybiegu). Sprzedały się przede wszystkim swetry, a kupcami były
głównie stylistki. Co tam jeszcze było takiego w tym czasie...
...był jeszcze Deichmann.
No tak, była reklama z Margaret. To za
sprawą stylistek z The Voice of Poland, które stylizowały tę
produkcję. Tak naprawdę wrzuciłem na swój profil jedno czy dwa
zdjęcia z tej kampanii, a z tego co widziałem to cały Deichmann
jest obklejony tym jednym zdjęciem. Ono jest nawet na wielkim
bilbordzie przy Galerii Mokotów. Dobrze, że o tym wspomniałaś.
Muszę wstawić więcej zdjęć, bo nie wszyscy wiedzą, że w tej
reklamie jest wykorzystany mój projekt. Poza tym był jeszcze
artykuł w F5 – „Strach w modzie”. Byłem jednym z kilku
przedstawionych w nim projektantów. Była jeszcze (Katarzyna –
przyp.red.) Konieczko, Thom Browne i inni. Oprócz tego, że to był
pierwszy artykuł, który ujął moje projekty w tym kontekście, a
strach to była przecież moja główna inspiracja, to jeszcze,
chociaż w artykule moja historia zajęła 4/5 zdań, przysłali mi
egzemplarz magazynu. To było nieoczywiste i bardzo pozytywne.


Wróćmy jeszcze na chwilę do czasów
MSKPU. Kto był promotorem twojego dyplomu?
Michał Szulc
Wybór zapewne nie był przypadkowy.
Jak Wam się pracowało?
Moja praca nad kolekcją nie była
ciągła. Bywało, że miałem dwie sylwetki w tydzień, a bywał
miesiąc, kiedy miałem tylko pół. Jestem wdzięczny promotorowi za
to, że dał mi wolność i nie ingerował w projekt, jeśli nie było
takiej potrzeby. Niekiedy sugerował, że to nie jest dobry pomysł,
bo będzie czasochłonny w wykonaniu, albo zbyt skomplikowany, pytał
czy uważam, że jest godny zachodu.
Jesteśmy teraz wychowani w kulturze
„możesz wszystko”, „świat jest u Twoich stóp”. Czy ty
wiedziałeś co Cię czeka po opuszczeniu murów szkoły? Znałeś
realia branży?
Nie do końca. Usunęłam też fragment
o Corelu, bo to trochę wartościowało MSKPU, a chyba oboje nie
chcemy mieć z nimi na pieńku. Szkoła nauczyła mnie realiów w
sensie kontaktów interpersonalnych i ochrony własności. To ważne,
ale to nie wszystko.
A jak to jest z wykonaniem Twoich
projektów?
Ja nie szyję. Zawsze to mówię i
uważam, że to nie jest powód do wstydu. Są osoby, które całe
życie kształcą się do zawodu krawcowej, krawca czy szwaczki. To
jest inna bajka. Oczywiście podziwiam projektantów, którzy sami
szyją. Ja umiem szyć podstawowe kroje. W MSKPU pani Helena bardzo
ciekawie to przedstawiała, ale moje projekty są bardzo wymagające,
a ja jestem niecierpliwy. Lubię mieć efekty bardzo szybko. To co
robię przy projekcie to przede wszystkim konstrukcja. Zazwyczaj
wygląda to tak, że zawożę projekt do krawcowej i robimy ją
razem. Pokazuję narysowany wykrój i opisuję jak to widzę, a
później razem siadamy nad projektem.
Jesteś typem samouka?
Tak, to wszystko wychodzi „w praniu”.
Ostatnio chciałem zrobić kurs konstrukcji, ale jak na razie nie
widzę w okolicy nic ciekawego.
Koniecznie w Polsce?
Niekoniecznie, ale myślę te, że mogę
się sporo nauczyć od konstruktorek z firmy z którą teraz
współpracuję. Są w niej świetne kobiety. Znają się na
konstrukcji ręcznej i komputerowej, pracują na kilku programach.
Poza tym mają niesamowitą wiedzę, którą chętnie się dzielą.
Od takich osób najlepiej jest się
uczyć. Przekazują nie tylko wiedzę, ale także pozwalają zdobyć
umiejętności. Hubert, teraz Cię zaszufladkujemy. Ale gdzie?
Ilustrator? Projektant?
Zdecydowanie projektant. Ilustracja
zawsze jest gdzieś z boku. Ale dla mnie projektant to też
ilustrator i artysta. Oczywiście jest wielu projektantów, którzy
nie rysują, ale jest też więcej takich, którzy rysują doskonale.
Dla mnie na pierwszym miejscu jest projektowanie, na dru... a
właściwie nie ma tutaj miejsca drugiego, ponieważ projektowanie to
jest również projektowanie grafiki. W obu przypadkach trzeba użyć
wyobraźni.
Paradoksalnie jednak prowadzisz dwa
fanpage, na których pokazujesz osobno swoje projekty ubrań i
grafiki.
To trochę zaprzecza temu co
powiedziałem. Kiedyś miałem taki pomysł, żeby je połączyć.
Stworzyłem dwie osobne strony głównie po to, żeby Ci, którzy
chcą zobaczyć moje ubrania nie mieli problemów z ich
odnalezieniem. Są miesiące, kiedy robię tylko grafiki, a są
takie, w których wrzucam projekty. Wspólny fanpage byłby
nieczytelny.
Czy w takim razie powstanie takie
medium, które będzie łączyło Twoje prace?
Narazie jest Instagram, ale chciałbym
jak najszybciej stworzyć stronę internetową, która będzie łączyć
wszystkie te rzeczy. Zrobiłbym zakładki „ilustrations”,
„collections” – tak żeby było więcej kolekcji, a nie tylko
jedna.
No właśnie. MONST R była Twoją
pierwszą kolekcją. Drugą mogła być ta, z którą startowałeś w
konkursie Seata na 13. edycji FashionPhilosophy Fashion Week Poland,
ale w końcu nie została zrealizowana. Gdzie zobaczymy Twoją drugą
kolekcję?
Myślę, że pierwsze efekty mojej
teraźniejszej pracy to FDA (Fashion Designer Awards – przyp.
red.). Tegoroczne hasło konkursu to kolory. Szeroki temat, który
trudno ująć w pięciu sylwetkach. Dostałem się do drugiego etapu
i niedługo będę mógł sam obronić swój pomysł, pokazując dwie
zrealizowane sylwetki. Jedyny szczegóły, które mogę zdradzić to,
że kolekcja będzie damska. Kolorystyka będzie szersza niż czerń
i biel, z którą jestem kojarzony. Poza tym stawiam na formę i
ekspresję.
Poza FDA są też inne konkursy dla
projektantów mody. Planujesz zaliczyć jeszcze jakiś w tym roku?
Zastanawiam się nad OFF Fashion. Muszę
się tylko dowiedzieć, czy mogę wystartować z tymi samymi
projektami. Myślałem też o Złotej Nitce, ale też muszę
sprawdzić jak to formalnie wygląda: ile sylwetek, rysunków, jaki
czas.



Polska branża mody - śledzisz,
oglądasz, komentujesz czy raczej trzymasz się z dala?
Wolałbym trzymać się z dala, ale
nowe technologie nie dają mi zapomnieć. (Nie)stety mam Instagram,
Facebooka i te informacje po prostu się pojawiają. Są oczywiście
tacy projektanci, których sam podglądam. Nie będę oryginalny
jeśli powiem, że jest to Gosia Baczyńska. Są też młodzi
projektanci, których śledzę: znajomi, z którymi kończyłem
MSKPU, ale też np. Serafin Andrzejak, Anka Walicka, Ania Ziemniak,
Beata Modrzyńska czy Kas Kryst.
Zostawmy modę trochę z boku i powiedz
mi czy istnieje dla Ciebie życie pozamodowe i co Cię zajmuje, kiedy
nie zajmujesz się projektowaniem?
Jestem bardzo skupiony na swoim ciele.
Dużo czasu spędzam na siłowni. Jeśli nie robię nic projektowego
to albo czytam książki, artykuły, albo oglądam filmy o zdrowym
żywieniu. Jestem totalnie wkręcony. Lubię różne nowinki
żywieniowe. W pracy, kiedy przynoszę swój lunchbox, wszyscy się
patrzą jak na jakiegoś dziwaka, bo moje jedzenie wygląda inaczej.
To znaczy? Co chowasz w pudełkach?
Inni przynoszą bułki, kanapki, serki
wiejskie, takie rzeczy, a u mnie jest po prostu wielkie pudło, gdzie
są kiełki buraka, marchwi... Mieszkam na swojej wsi (Rokitno –
przyp. red.), gdzie mam wielki ogródek i chociaż rodzice nie są
rolnikami tam mamy np. kury zielononóżki a więc swoje jaja. Poza
tym sieję różne dziwne rośliny i niespotykane zioła. Czekam
teraz na kwiecień żeby sobie nazbierać soku brzozowego i
klonowego.

Gdzie znajdziesz Huberta
Kołodziejskiego w sieci? [KLIK]
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz